wtorek, 18 grudnia 2012

Crazy stupid love

Zgodnie z zapowiedzią kontynuujemy tydzień filmów z gatunku komedii romantycznych.
W moim świecie tydzień nie trwa tyle samo co w Waszym, więc czasem odstępy między wpisami mogą być dosyć dziwne, jednak bez obawy: będzie i 3., ostatni wpis. Potem już żadnych ściem dla zakochanych, obiecuję.


Czemu Crazy stupid love? Ponieważ duet "Ryan Gosling i Emma Stone" jest całkiem niezły, a by film nie popadł w skrajność obsadzono również Steve'a Carella, który świetnie zrównoważył balans tego filmu.
Tym razem nie spotkamy się z monologami dlaczego to kobiety są złe,a albo faceci nieczuli.Lub na odwrót, lub na wspak, lub przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Filmom łatwo popaść w ten schemat, jednak twórcy tym razem poszli po rozum do głowy i nie serwują nam moralizatorskiej papki. Chociaż wszystko kończy się happy-endem, a przemowy bohaterów nie mają końca, zapamiętujemy raczej te najlepsze sceny.
Co innego liczy się w Crazy stupid love.
Jeśli poszukacie w necie jakichkolwiek informacji o tym filmie, prędzej czy później natraficie na dyskusje o relacjach Carell- Gosling.

Tak, są świetnie skonstruowane.
Przemiana zaniedbanego tatusia w kobieciarza jest zrobiona po prostu 'z jajem',są to w sumie najlepsze sceny filmu, a Gosling jako /fa/(ten skrót oznacza synonim męskości i dobrego smaku) jest niezwykle przekonujący.
Scenarzyści zmusili go do wypowiadania czasem zupełnie naiwnych pick-up lines, jednak emanuje od niego tak wielka pewność siebie i opanowanie, że brzmi to wtedy co najmniej jak ostatnie zdanie z Casablanki.



A co z resztą filmu? Przewijają się tam pewne wątki, część jest nawet całkiem ciekawa, część zanudza, i w sumie cała ta otoczka wychodzi na zero. Ten film ogląda się wyłącznie z ciekawości co będzie się działo w głównym wątku. A na dodatek kiedy okazuje się, że ten nieczuły i zawsze zdystansowany kobieciarz jest tak naprawdę w środku ciepły i kochany?
C'mon, przecież to marzenie prawie każdej kobiety.


W sytuacji kiedy granica między męskością i kobiecością powoli się zatraca, unisex staje się standardem, aktorzy pokroju Coopera, Jackmana i Goslinga ratują ostatkiem sił tę delikatną równowagę. No i jeszcze Bale, Hardy i Craig ale to już temat na inną rozmowę.


Podsumowując: włączamy film, przewijamy sceny które się dłużą, oglądamy z lekkim uśmiechem na twarzy i wyłączamy. Dobry schemat dla tego całkiem dobrego filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz