niedziela, 5 sierpnia 2012

The Artist - Artysta w oskarowym opakowaniu

Niemy, czarnobiały film, na dodatek z wieloma odniesieniami do historii kina ? W 2011 roku ?I to nie jakiś projekt teatralny, a wysokobudżetowy hit? Niemożliwe.
Historia dziejąca się w czasach ,gdy głos w filmie był sensacją, a muzykę odgrywała pod sceną orkiestra, przedstawia nam przemysł filmowy lat XX. Sztampowe filmy, z dzisiejszego punktu widzenia drewniana gra aktorska , oraz statyczna kamera są na porządku dziennym. Aktorom w trakcie scen doradza się co mają robić,a wszelkie wypowiedzi przedstawiają wyświetlane plansze. Co jednak przykuwa naszą uwagę? Spokój i ukojenie jakie bije od tego filmu. W paru scenach nie można powstrzymać banana na twarzy, na innych z kolei czujemy żal i współczucie dla bohaterów. Obrazy nie pozostawiają nas obojętnymi, to cecha prawdziwego kina.

Główny bohater, świetnie grający Jean Dujardin ,niemogący sobie poradzić z wypowiadaniem kwestii w kinie nowego typu (tak,naprawdę dla wielu aktorów to był wtedy szok ,że muszą mówić kwestie i będą one potem odtwarzane) ,traci popularność na rzecz przypadkowo wypromowanej przez siebie aktoreczki. Powoli traci kontakt z rzeczywistością,popada w alkoholowy szał, ogólnie stacza się coraz niżej, znacie takie rzeczy. W tle przewija się pare bardziej znanych hollywoodzkich twarzy robiących bardzo dobre wrażenie. Brak roli źle zagranej, lub doklejonej na siłę. Nadmienić można jeszcze ,że główny aktor przegrał walkę o Oscara z odtwórcą roli z Nietykalnych, Omarem Sy. Czy zasłużenie ? Oceńcie sami.
Oczywiście tak jak kino z tamtych lat i to kończy się happy endem. Następuje rewolucja i tak dalej,i tak dalej. Chcącym obejrzeć ten film z dziewczyną albo chłopakiem i potrzymać się za łapkę serdecznie polecam. Jak jesteście już dalej obejrzyjcie Wstyd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz