sobota, 4 sierpnia 2012

The Dark Knight Rises - Mroczny Rycerz ledwo co wstaje

Zaczynam ten wpis otoczony muzyką Hansa Zimmera. Uważam go za jednego z lepszych kompozytorów muzyki filmowej, co z resztą nie jest zbyt trudne gdyż jest tylko pare dobrych nazwisk liczących się w tej branży i będących prawdziwymi magnesami na bardziej uwrażliwionych widzów. Soundtrack sygnowany nazwiskiem Zimmera zawsze przynosi ukojenie dla ucha i motywację w trudnych chwilach.
Czemu zaczynam od teoretycznie mało ważnego elementu filmów? Gdyż muzyka Zimmera u Chrisa Nolana, reżysera Memento, Prestiżu , Incepcji i trylogii o Batmanie zawsze grała pierwsze skrzypce. Czy to monumentalny Time, czy mniej znane kawałki z Mrocznego Rycerza ,zawsze pozostają w pamięci i budują oprawę audiowizualną w mistrzowski sposób.
I oto mamy kolejny film o Batmanie. Ponownie w nastrój wprowadza nas Hans Zimmer, ciemne kadry i szybki montaż oraz błyskawiczne rozgałęzienie wątków. Jeśli tak jak ja śledziliście każdy nowy trailer, rzucone zdjęcia z planu, lub pierwsze 6 minut filmu to wiecie czego się spodziewać, jednak otrzymujecie i tak to do kwadratu. Naprawdę, w 2hi 45m Nolan zgromadził tak wiele scen, miejsc i akcji ,że starczyłoby na 5 godzinny film (czego w sumie bardzo żałuję że nie zrobił, skróty niektórych scen bolą wręcz serce fana). Czasem mamy wręcz bezpośrednie i rzadkie u Nolana tłumaczenie fabuły,czasem zwrot następuje tak błyskawicznie ,że dopiero po filmie rozgryzamy co dokładnie się stało i w jaki sposób.
Film,powiem szczerze, za pierwszym razem (obejrzałem go już pare razy)wręcz mnie odrzucił. Byłem na niego tak nakręcony ,że spodziewałem się prawdziwego młota, czegoś co powali mnie i zmusi do rozpamiętywania poszczególnych scen po setki razy,jak było to w przypadku Incepcji i Mrocznego Rycerza. Tu jednak nie mamy takiego przełomu, czasem patos przytłacza, a na dodatek film serwuje nam cios w podbrzusze w postaci typowego hollywoodzkiego pocałunku w sytuacji kiedy każda sekunda się liczy. Dorzućcie do tego dziwnie żałosną choreografię 2 kluczowych walk i oto cały film. Następnego dnia jednak zacząłem znów wertować trailery i materiały jako bądź co bądź twórczości ,nawet tej gorszej Nolana. I wiecie co? Po obejrzeniu filmu po raz drugi polubiłem nawet większość scen, a nawet te słabsze nie były tak złe. Pamiętajcie, nigdy nie idźcie na film z przerośniętymi oczekiwaniami i po 13 godzinach pracy.
Film jest przepełniony akcją. Dostaliśmy prawdziwie Nolanowski film, z zakończeniem w stylu Incepcji , o którym będzie się jeszcze długo mówić, wieloma onelinerami które krąża już w memach,oraz paroma scenami które oglądam na YT z lubością. Chociaż postać Bane (dobra rola Hardy'ego,żałuje ,że jednak był to niewykorzystany potencjał) jest słabiej pokazana niż Jokera to i tak w całej historii filmowego Batmana będzie to czołówka łotrów. Zasługa w tym operatora kamery pokazującego Hardy'ego niż pozostali aktorzy. Podobny zabieg jak z niziołkami tylko ,że w drugą stronę. Nie jest monstrualny ale wystarczająco duży by być dosyć charyzmatycznym i wymagającym przeciwnikiem.
Film,chociaż gorszy od Mrocznego Rycerza, broni się doskonale. Z niecierpliwością czekam na wersję reżyserską (wierzę w jej wydanie) i wydłużenie filmu o chociaż jakieś pół godziny. To prawdziwe widowisko które można pokochać albo znienawidzić od razu. Playlista właśnie dobiega końca, OST się kończy, czas na trochę treningu w stylu Bruce Wayne'a...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz