Tak, serio. To będzie chyba najkrótszy post na tym blogu. Zaciekawiony obejrzałem Shutter Island i wiecie co? Film nie licząc sceny duchowej rozmowy DiCapria (całkiem dobra rola,to muszę przyznać, wyuczył się robić zdziwione miny) ze swoją ukochaną jest całkowicie przeciętny i niewybijający się z tłumu. Taki dobry średniak. Nie żałujesz, że obejrzałeś, ale przechodzi całkowicie obok Ciebie.
Przywyknijcie, zobaczycie taką minę o wiele częściej w trakcie projekcji.
Szczerze powiem. Z całego filmu zapamiętałem tylko motyw przewodni przewijający się w tym fragmencie :
(przy okazji to ta scena o której mówiłem)
Poza tym film nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Wybaczcie tyle hejta ale głupio coś oglądać 2 godziny by w końcu odkryć oklepany i przedstawiany już dziesiątki razy scenariusz.
Oto cała Wyspa Tajemnic. Tajemnica jest jedna. Aktorów wielu. Mindfucków zero jeśli logicznie myślicie.
Chciałbym wspomnieć o dobrzej grze aktorskiej ale jest trudno, bo jest po prostu dobra, a każdy , w tym ja, woli krytykować niż chwalić.
Broni się partner głównego bohatera, tak samo jak garść epizodycznych postaci.
Brak dziur w scenariuszu, nie licząc samego scenariusza.
Niezbyt zachęcam. Zabija czas, nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz